Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej
7227
BLOG

Marcin Kacprzak: III Rzesza – niemiecki temat tabu?

Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej Polityka Obserwuj notkę 192

 

   Ian Kershaw, brytyjski historyk, jeden z najlepszych badaczy okresu III Rzeszy w Niemczech, w swojej znakomitej książce (bardzo polecam a wręcz żądam abyście ją przeczytali) „Mit Hitlera”, podaje już na zakończenie pewne szokujące dane statystyczne. Już po zwycięstwie aliantów, pomimo pełnej świadomości jaką posiadała opinia publiczna w Niemczech na temat ogromu zbrodni nazistów, badania wskazywały na wciąż utrzymujący się duży wpływ wspomnianego mitu Hitlera i III Rzeszy na niemieckie społeczeństwo. Cytując Kershaw'a: Badania opinii przeprowadzone przez amerykańskie siły okupacyjne krótko po wojnie, gdyż już w październiku 1945 roku, w reprezentatywnej grupie mieszkańców Darmstadtu ujawniły różnice przekonań na temat nazizmu między Niemcami poniżej dziewiętnastego roku życia a starszymi. Aż 42 procent młodzieży – i 22 procent dorosłych – uważało że odbudowę Niemiec po II WŚ najlepiej przeprowadziłby „nowy potężny Führer”.

   Pogłębione wówczas raporty, stwierdzały iż spora część społeczeństwa Niemiec – co ciekawe właśnie raczej wśród młodych – wciąż uważała wówczas „projekt III rzeszy” za dobry w swoich założeniach, aczkolwiek wypaczony poprzez doradców Hitlera, który w ich opinii był całkiem dobrym człowiekiem, pełnym dobrych intencji. Procesy Norymberskie nieco zmieniły te poglądy Niemców i statystyki poparcia dla Hitlera i III Rzeszy spadły w dół. Jednakże nadal, w amerykańskiej i brytyjskiej strefie okupacyjnej, co drugi Niemiec wyrażał przekonanie iż „narodowy socjalizm był koncepcją zasadniczo dobrą, ale źle realizowaną”.

   Cud gospodarczy z czasów Adenauera i Erharda sprawił, iż otwarte poparcie dla polityka w typie Hitlera wykazywało tylko 4% Niemców. Te dane nie mogą jednak nikogo uspokoić, gdyż Kershaw podaje inne, niezwykle szokujące liczby. Jeszcze w roku 1967 aż 32% Niemców uważało że „Hitler byłby jednym z największych mężów stanu, gdyby nie wybuchła wojna”. W roku 1955 uważała tak blisko połowa Niemców. Wszystkie te statystyki uległy zmianie w czasie późniejszym, wraz z rozwojem życia politycznego i gospodarczego, oraz ugruntowaniem się dobrze działającej demokracji. Choć dziś poparcie dla narodowo-socjalistycznego mitu jest w Niemczech oficjalnie marginalne, to jednak suche dane procentowe nie do końca wyjaśniają nam ten problem.

   Niemieckie życie publiczne w czasie kilkudziesięciu powojennych lat całkowicie zanurzyło się w poprawności politycznej. Dołożyć do tego należy też, surowe niemieckie prawo wobec otwartego deklarowania poparcia dla ideałów III Rzeszy. Wszystko to sprawia, iż jeśli w Niemczech ktoś, kto pełni jakąś funkcję publiczną, zasugeruje choćby że nie jest do końca przeciwny temu co robił Hitler, naraża się tym samym na całkowity ostracyzm. Jednym z wielu przykładów działania tego mechanizmu jest przypadek Evy Hermann, prezenterki telewizji NDR która w czasie prezentacji swojej książki stwierdziła iż owszem, III Rzesza była „okropnym tworem”, lecz miała dużo lepszą niż dziś politykę prorodzinną. Wypowiedź ta kosztowała ją natychmiastową utratę posady.

   Oba te powyższe mechanizmy – czyli z jednej strony istnienie gdzieś na dnie społecznych odczuć pewnych sentymentów, oraz bezwzględne rugowanie z przestrzeni publicznej wszelkich śladów tych sentymentów z drugiej – powodują że tematyka nazizmu i III Rzeszy stały się tematem tabu. Trzeba więc zadać sobie pytanie. Czy takie podejście, czyli zamykanie tego wstydliwego i wciąż wywołującego duże emocje tematu w klatce poprawności politycznej wywołuje tylko dobre efekty?

   Skoro nazizm i historia jest dla Niemców tematem tabu, a z drugiej strony nowe pokolenie nie chce już żyć w cieniu swojej niedobrej i stosunkowo już odległej historii, musiano w Niemczech od nowa uczyć się o tym wszystkim rozmawiać. Przedefiniowano w ostatnich latach swój stosunek do tamtego niedobrego okresu. Owocuje to nową szkołą, która niejako oddziela „złych nazistów” od zdrowego, tylko okresowo sprowadzonego na złą drogę, niemieckiego społeczeństwa, które – wg tej szkoły - także w pewien sposób współodczuło tragedię II WŚ i nazizmu. Nie wynika to w moim odczuciu ze złych intencji, czy chęci restauracji państwa na hitlerowską modłę. To po prostu splot wielu czynników. Tych historycznych o których pisałem wyżej, zmian w systemie edukacji, naturalnej wymiany pokoleń oraz chyba, co najważniejsze, chęci rozpoczęcia przez Niemców normalnego społecznego życia, w którym nie będzie trzeba na każdym kroku spowiadać się z grzechów własnych dziadków i pra-dziadków. Oraz właśnie wyczuwanego tytułowego niedobrego tabu, którego zapaszek wciąż snuje się gdzieś po peryferiach niemieckiego życia publicznego.

   To nowe ujęcie historii jest w moim mniemaniu także próbą oswojenia tego tabu i ostatecznego jego wykorzenienia oraz zniszczenia, aby nie groziło ono swoim ponownym obróceniem się w przyszłości w realną politykę.

   Już dziś dostrzec można, że młodsze pokolenie Niemców nie patrzy na swoją narodowość jak na objaw choroby. Z naszej perspektywy wygląda to czasami jeszcze dosyć osobliwie, i budzi z pewnością odruch sprzeciwu, kiedy Niemcy opowiadają o swojej historii nie tylko z pozycji winnych a także współ-ofiar. Musimy się jednakże pewnie do tego przyzwyczajać i chyba nauczyć się nie doszukiwać w tym złych wobec nas zamiarów. Niemcy zdają sobie sprawę ze stopnia nieszczęść jakie sprowadziły na świat – jednakże czyż nie można po części zrozumieć tej próby uzdrowienia patrzenia na samych siebie jako narodu?

   Jako przykład efektów działań tej „nowej szkoły” jest wywiad z legendarnym niemieckim zespołem Accept, który ukazał się w bieżącym wydaniu miesięcznika „Teraz Rock”. Przeciętnego Polaka może zaszokować fakt, iż zespół niemiecki okrasza swoją płytę tytułem...”Stalingrad”. Wszyscy podświadomie spinamy mięśnia z niepokoju. Potem, wraz z lekturą, można się zdziwić z jak dużą łatwością, a przede wszystkim dystansem, sami muzycy mówią o tematyce tej płyty – jest ona poświęcona właśnie bitwie stalingradzkiej. Słyszymy że - za pośrednictwem muzyków tego zespołu – pewne pokolenie Niemców patrzy już na II WŚ, raczej jako na efekt istnienia złych totalitaryzmów. Zespół Accept nie bał się też napisać utworu na temat zbombardowania Drezna przez Aliantów. Nie jest jednak płyta „Stalingrad” czymś w rodzaju „Powstania Warszawskiego” naszego Lao Che, czyli muzycznym hołdem dla swoich wojujących rodaków. Zespół Accept wyraźnie zaznacza w owym wywiadzie iż neonazizm należy zwalczać, a oni jedynie rozliczają się ze swoją historią. Bez samobiczowania.

   Czy polskie społeczeństwo jest gotowe na taką zmianę niemieckiego myślenia o własnej historii?

Marcin Kacprzak

 

dyskusja o tendencjach w polskich i niemieckich doniesieniach medialnych w kontekście tematów tabu odbędzie się podczas Dni Mediów w Schwerin 14 – 16 maja.

 

Nowości od blogera

Inne tematy w dziale Polityka